Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/250

Ta strona została skorygowana.

śmierci siedzi i nie wiadomo, czy po śmierci gdzie się zapodziewa...
Onufrowa nie chciała słuchać dalszego ciągu perory, lecz pobiegła po Kusztyckiego i po Walencichę, żeby dziada, jako ludzie wiedzący, ratowali.
Wezwani przyszli i odbyli konsylium, które tem się od zwykłych odróżniało, że chory przyjmował udział w naradzie, a lekarze pili wraz z chorym lekarstwo.
Walencicha zaordynowała, żeby dać Grzędzikowskiemu trzy kieliszki z pieprzem, trzy bez pieprzu, trzy zaś z goździkami i żeby go okadzić. Kusztycki nie miał nic przeciwko temu, ale z góry oświadczył, że to się na nic nie zda, bo choroba siedzi za głęboko w środku i na żaden sposób na wierzch wyciągnąć się nieda. Lekarze wypili z chorym po trzy z pieprzem, bez pieprzu i z goździkami, Walencicha go okadziła, ale chory poznał, że Kusztycki ma racyę, prosił o księdza i o to, żeby wybrano suche deski na trumnę.
Stało się według jego woli. Kiedy umarł, zaraz przyszedł Maciej Łomignat, a że był do wszystkiego majstrowaty więc też sporządził trumnę fundamentalną, na urząd, jak się należy, słowem piękny statek i wygodny...
Piotr z Jasiem wykopali grób na cmentarzu między krzakami pachnącymi i Grzędzikowski legł w tym grobie na sen wiekuisty.
Kiedy pogrzeb się skończył, kanonik przywołał Piotra do siebie i rzekł:
— Mój kochany Piotrze, gdzie ja będę dziada szukał? Mogę trafić na pijaka jakiego, choć i nieboszczyk za kołnierz wylewać nie lubił — albo na łotra, i zamiast posługi i pożytku będzie tylko kłopot i zmartwienie.
— Toć prawda, księże kanoniku.
— Otóż, mój Piotrze, mnie się zdaje, że dla ciebie to akurat miejsce. Jesteś człowiek poczciwy i trzeźwy — zdro-