Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/253

Ta strona została skorygowana.

jakby co do czego przyszło, ja przeczyć nie będę; jeszcze zięciowi i Magdzie zapowiem, żeby też nie przeczyli.
— Pamiętajcież Janie.
Jan jeszcze powiedział, że czas, że teraz nie ma sobie czem głowy zaprzątać, ale w duchu bardzo pragnął, żeby się tak stało, bo mając gospodarstwo duże, i pieniędzy dość, okrutnie chłopisko na honory zrobił się chytry. Już ławnikiem przy sądzie został — i choć nie pokazywał tego po sobie, ale rósł jak ciasto na drożdżach, gdy usłyszał, że go kto „panem sędzią“ nazywa. Rozłakomiony na honory, nie gniewałby się gdyby wnuczka jego organiściną została. Zawszeć i to coś znaczy....
Zazdrości Stęporowi zaszczytu sołtys Józef Gwizdał, który podczas wyborów dobrze zabiegał, żeby go na ławnika powołano, i niemało na to wydał pieniędzy. Zabiegi nie powiodły się, pieniądze poszły na marne, ale sołtys udaje że go to nic nie obchodzi.
— A mnie co! — powiada swoim zwyczajem, — w moim rodzie nijakich urzędników nie było, ja sobie jestem gospodarz obsiedziały, grunt swój mam, pieniądze mam — a wszystko reszta u mnie plewa i wiecheć!
Wszystko w cichej, spokojnej Biednowoli idzie po dawnemu; ludzie orzą, sieją, a jak przyjdzie czas zbierają co Bóg dał. Odmiany żadnej nie ma — tylko między żydami stała się kwestya.
Joel pogodził się ze swoim zawziętym wrogiem-wspólnikiem i już się nie kłócą.
Stało się to z powodu, którego sam nawet Mendel, chociaż taki mechanik do interesów, nie przewidział.
Podczas gdy Joel ze swoim wspólnikiem wojnę najzawziętszą toczyli, osiedlił się w Biednowoli trzeci żydek, wcale nie wspólnik i nie wtajemniczony w interesa. Myślał on sobie tak: niech się tamci dwaj kłócą, niech sobie wyrywają