pejsy, włóczą po sądach, ja będę całkiem spokojny, i zamiast wdawać się w bitwy, będę prowadził z chłopami interesa.
Gdy Joel dostrzegł niebezpieczeństwo natychmiast, wspólnie ze swoim rzekomym wrogiem, uderzył na nieproszonego gościa.
Zrobił się wielki gwałt, awantura, bitwa — ale ów trzeci ustąpić ani myślał, powiedział im wprost:
— Moi kochani, ja także potrzebuję żyć i wypędzić się niedam.
Wtenczas Joel zaskarżył go do rabina, ale Mosiek, takie ów przybysz miał imię, jako sprawiedliwy chassyd, odrzekł, że Joela rabin nic nie znaczy, że jemu podobniej wodę wozić, aniżeli tytuł rabina nosić.
— Więc w co ty wierzysz, gałganie! — zawołali wspólnicy.
— Ja wierzę w mego „rebe“, do którego jeżdżę przynajmniej jeden raz w roku na święta.
— A gdzież on jest, ten twój wielki rebe?
— Nad pruską granicą.
Ponieważ z Biednowoli do pruskiej granicy bardzo daleko, a Mosiek ciągle wódkę sprzedawał, przeto wspólnicy udali się do Mendla po radę, w jaki sposób odwrócić nieszczęście.
Mendel myślał dość długo i rzekł:
— Lepiej razem z wilkiem jeść cudze mięso, niż dać swoje własne do jedzenia wilkowi... nie ma co, moi kochani, przyjmijcie tego gałgana do współki.....