Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/30

Ta strona została skorygowana.

czytać wcale dobrze, tak że już z elementarzem nie miał co robić. Wtenczas zabrał się Piotr do nauki pisania. Odbywała się ona zimową porą, w izbie u Skrzypków. Na stole leżał kawał papieru, polinjowany ciesielskim ołówkiem, ręką Piotra, kałamarz z atramentem, w którym kilkadziesiąt much utopionych było, i pióra wyskubane ze skrzydeł gęsi.
Przy stole pochylony siedział Jaś, a obok niego Piotr, którego pisanie bardzo męczyło. Przy tej czynności Piotr zrzucał z siebie sukmanę, ocierał spocone czoło rękawami zgrzebnej koszuli i oddychał tak ciężko, jakby wielki ciężar na sobie dźwigał.
Przy lekcyi assystowała Magda i jej mąż Mikołaj, oboje niepiśmienni, ale bardzo ciekawi w jaki sposób nauka się odbywa.
— Jasiu, — mówił Piotr, — pochwaliwszy Pana Boga, zaczynaj literę a, która, jak ci tłomaczyłem, podobna jest do kółeczka foremnego, przy którem zaś jest znowuż laseczka, kulasek i zawijasek.
Mikołaj zaraz zaczął się drapać po głowie.
— Kółko, jak kółko, — mówił, — to jeszcze, ale po co on kulasek?
— Aha! — rzekł Piotr, — insza litera ma i po trzy kulasków, a przecie musi być dycht foremna. No probuj Jasiu kółko, tak jak tu stoi w alementarzu. Ztąd zaczynaj. Naprzód cieniuchno, potem grubo i znowu cieniuchno.
— Tak?
— A tak, ma się rozumieć, tylko trochę foremniej.
Jaś przechylił głowę i robiąc najdziwaczniejsze miny ustami, nakreślił żądane kółko.
— Niechże go! — rzekła Magda, — to ci rak śpekulantny, jakie piękne kółko napisał!
— Dycht, pisz maluj obarzanek! — zauważył Mikołaj.
— Nie ma co, sposobny dzieciak, — zakonkludował Piotr,