Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/33

Ta strona została skorygowana.



Kowal w Biednowoli nazywał się Kusztycki Walenty; siedział w małej chałupce przy kuźni od lat dawnych, za żoną wziął trzy morgi gruntu w sześciu działkach, kuł wozy i pługi, siekiery nastalał, konie podkuwał i dobrze mu się działo. Inny na jego miejscu byłby pieniędzy sporo nazbierał, ale Walenty lubił wypić czasem, o co zawsze z żoną miał sprzeczki.
Co prawda kobieta miała racyę. Gospodarstwo, rzemiosło i inne sposoby do życia mając, można było kabzę nabić rzetelnie, a tymczasem Walenty nie dość że grosza nie schował, jeszcze zawsze od żydów pożyczał i ciągle był im winien.
Przychodzili też żydziska do kuźni jak do swojej.
— Walenty! okujcie mi szkapę. Walenty naprawcie mi wóz! Walenty zróbcie mi kratę do okna. Walenty to, a owo!
Kowal mruczał, klął czasem, ale koniec końców kładł żelazo w ogień i robił co mu kazali — a trzeba i to wiedzieć, że jak był zły, to mu się robota w ręku paliła. Kuł tak, że się iskry jakoby z dachu, podczas pożaru wielkiego, sypały.
Wtenczas trudno było do Kusztyckiego przystąpić, bo nikomu pardonu nie dawał — i zaraz z jakiem niepolitycznem słowem się wyrwał. Żona tylko nie bała się go, i mogła w każdym czasie do niego mówić, gdyż przed nią jedną mores znał.
Właśnie przyjechał do Biednowoli Nuchym Sitko, tro-