Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/36

Ta strona została skorygowana.

— A juści, wy wszystko musicie wiedzieć lepiej niż sam gospodarz — ale i ja też chcę coś wiedzieć.
— Naprzykład? co wy potrzebujecie wiedzieć, panie Kusztycki?
— Ile Nuchym zapłaci za tę reperacyą?
— To bagatelka jest. Pogodzimy się, przecież o taki drobiazg nie pójdziemy do wójta. Myślicie że ja wam wódki nie kupię? Oj, oj, dla czego nie miałbym kupić!
— Co mi tam po waszej wódce? Chcecie mieć wóz zreperowany, to zapłaćcie — a nie, to jedźcie sobie z Bogiem i już.
— I co jeszcze? co jeszcze? Dobrze; ja potrafię i taki interes, potrafię pojechać i potrafię wóz gdzieindziej kazać zreperować. Wielka rzecz! albo to jeden kowal na świecie? Owszem, ja już jadę, tylko proszę was panie Kusztycki oddajcie mi moje pieniądze, bo mi bardzo teraz potrzebne. Mam dużo różnych interesów, jak wiadomo w handlu....
— Zkądże oddam, kiedy nie mam. Może pod jesień...
— Ja nie mogę czekać do jesieni.
— To i cóż będzie?
— Co ma być? Jedno z drugiem całkiem nic; zwyczajnie jak się w takim interesie praktuje. Ja zaraz zapozwę pana Kusztyckiego do sądu i będę miał wyrok. Jak będę miał wyrok, to go zaniosę do wójta, a wójt jak będzie miał wyrok, przyjdzie do Kusztyckiego z pisarzem i sołtysem, zabierze wszystkie łachy i statki, co są w waszej chałupie, a potem zrobi się licytacya i ja swoje pieniądze odbiorę. Więcej to już nic nie będzie. Bądźcie zdrowi panie Kusztycki, a pilnujcie się, żeby wam kobieta wasza nie powiedziała jakiego przykrego słowa.
Kowal stał we drzwiach kuźni, nie wiedząc co robić, Nuchym, nie patrząc na niego, gramolił się na swój wasąg.