Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/38

Ta strona została skorygowana.

— Dymać!
— Co?
— Dymaj żydzie miechem, pókim dobry! Chłopak mój za bydłem poszedł. Dalej!
— No — dla czego sobie pan Kusztycki żartuje z Nuchyma?
Kowal popędliwy w gniew już wpadał. Łypnął oczami, brwi zmarszczył i zawołał:
— Dalej do miecha! nie bałamucić!
— Idźcie wy sobie ze swoim miechem, panie Kusztycki, bardzo was proszę! Czy ja się godziłem do was za czeladnika? Pfe! na sumienie, to bardzo nie ładnie!
— No! dymać! nie gadać!
— Uważajcie-no po mojej osobie, panie Kusztycki, panie majster! co to za gadanie jest? Pfe! ja mam delikatne zdrowie, ja wcale zdrowia nie mam...
Kowal położył rękę na ramieniu Nuchyma. Żyd się obejrzał, jakby szukając pomocy, ale nie było widać nikogo. Tak wcześnie, rano, każdy był przy swojem gospodarstwie zajęty, a kuźnia, jak kuźnia, stała na uboczu.
Nie widząc zkądby ratunek przyjść mógł, a bojąc się kowala, który patrzył z podełba i Bóg wie co mógł mieć w głowie, Nuchym pogodził się z losem. Ujął za drąg od miecha i zaczął nim poruszać, podskakując zabawnie....
— Równo! nie szarpać! — zawołał Kusztycki, kładąc w ogień żelazo.
— Nie pasuje, dalibóg nie pasuje na takiego majstra jak pan Kusztycki, żeby u niego żyd miechem ruchał! Gdzie kto widział taki interes? Na moje sumienie, żeby mnie kto teraz zobaczył, toby pomyślał, że ja jestem cały kowal.
— Albo to wstyd?
— Owszem! za co ma być wstyd? to nawet honor jest,