Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/63

Ta strona została skorygowana.

Na miłość Boską co to jest? gdzie się Dyzio w ten sposób urządził?!
— Co?
— Ależ Dyzio jest zupełnie biały, jakby kto Dyzia w mące utarzał!
— Istotnie... byłem we młynie.
— A Dyzio co tam robił?
— Chciałem się rozmówić o zmielenie pszenicy.
— Tylko bardzo proszę niech Dyzio nie kręci i nie kłamie. Stołujesz się u nas, więc mąki nie potrzebujesz, masz wszystko co ci potrzeba. Ach mój Boże! gotów kto pomyśleć że głód cierpisz!
— Ależ uspokój się najdroższa kuzynko, ktoby śmiał?
— Nie, nie uspokoję się, będę łzami oblewała...
— Więc przyznam się otwarcie. Chciałem zemleć korzec pszenicy, żeby zrobić kochanej kuzynce niespodziankę i zaopatrzyć jej spiżarnię.
— Nie zwiedziesz mnie — to nieprawda!
— Czy mam przysiądz?
— Obejdzie się, ja się dowiem prawdy. Jeżeli Dyzio myśli, że potrafi przedemną co ukryć, to się Dyzio myli.
— Nie mam nic do ukrywania.
— Dobrze, dobrze; pomówimy jeszcze o tem później. Dziś jest coś ważniejszego do obmyślenia. Ja już posyłałam po Dyzia, ja chciałam się z Dyziem widzieć, zasięgnąć jego rady.
— Cóż się stało?
— A cóż się miało stać? Wiadomo przecież Dyziowi że mój mąż jest gamajda i że cała gmina na mojej głowie. Żeby nie ja, to nie wiem coby się tutaj działo.
— Ale co za wypadek jest teraz?
— A jest i duży — ale mój mąż gamajda, jak powiedziałam, a wójt, stary Sokół, poczciwe chłopisko z kościami, ale