Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/67

Ta strona została skorygowana.

kilka lat; przez ten czas, chociaż zawsze czuję żal w sercu, pogodziłam się z losem i z męztwem znoszę moje nieszczęście.
— Nieszczęście?
— A spodziewam się. Cóż Dyzio myśli, że dla kobiety z moją edukacyą i moją aspirancyą, szczęście jest być tu w Biednowoli, w tej norze zakazanej! I czem być? Pisarką! bo przecież mnie tak lada chłop, lada wiejska baba nazywa. Teraz czeka mnie jeszcze piękniejsza przyszłość! Mam zostać kuzynką młynarza! No — tego już za wiele na słabe siły i delikatne nerwy rozstrojonej kobiety!!
Boberkiewicz zaczynał się niecierpliwić.
— Nie wiem czego się kochana kuzynka martwi. Przecież dotychczas nie ożeniłem się z Balcerówną....
— Tak, ale któż mi zaręczy za przyszłość?
— Przyszłość... przyszłość. Co tu o przyszłości mówić, kiedy ja żadnych starań dotychczas nie rozpocząłem, a nawet, jeżeli mam szczerze powiedzieć, nie wiem czybym je miał kiedy rozpoczynać.
— Gdybyż to była prawda!
— W każdym razie, dlaczego myśleć o tem co nie jest. Niech się kochana kuzynka uspokoi i mówmy o czem innem. Żądała kuzynka mej rady.
— Tak... tak. Mój mąż jest gamajda i nie widzi tego na co się zanosi. Możnaby z nim Bóg wie co zrobić, a onby nawet nie wiedział.... a tu, uważam, we wsi aż się kotłuje, chłopi schodzą się i naradzają między sobą.
— Oo?
— Przecież Dyzio powinienby wiedzieć, bo to Dyzia najbliżej obchodzi.
— Nic nie wiem.
— Szczególna rzecz; jacy wy moi panowie jesteście obojętni na wszystko. Sędzia dał się słyszeć, że na dalsze