Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/77

Ta strona została skorygowana.

wiedział że cię przyjmie na pięć, albo na sześć lat, za naukę i wikt masz mu odsługiwać; abyś tylko był posłuszny, bąków nie zbijał, swojej służby pilnował, organiściny słuchał — czy ci każe krowę na pastwisko wypędzić, czy ziela narwać, czy dziecko pobawić, to wiedz że twoje prawo, bez żadnego skrzywienia, wszystko zrobić.
— Zrobię dziadziu, choćby mi kazali na kościół wyleźć, na sam dach, to wylezę!
— Tego ci nie każą — ale słuch musisz znać.
— Ale, dziadziu, jak ja się zacznę uczyć na organach, to będzie huczało i dudniło.
— A juści że będzie...
— Może się ksiądz rozgniewa i wypędzi mnie.
— Nie bój się, toć wiadomo że organisty nie rosną na drzewach jak gruszki, jeno muszą się z maleńkości grania uczyć, a nie uczą się zaś kiedy nabożeństwo w kościele, tylko wtedy jak kościół pusty i ludzi w nim nie ma. Zresztą, ksiądz już wie o tobie.
— Wie?!
— Sam chodziłem prosić o pozwoleństwo.
— Pozwolił?
— Nawet i pochwalił. Dobrze, powiada, mój Piotrze, że sierotę do takiej nauki oddasz, aby niech chłopak będzie dobry, to i jemu tu nikt krzywdy nie uczyni. Pokłoniłem się księdzu i prosiłem, żeby na ciebie miał oko. Powiedział: dobrze, owszem, niech się aby prędzej mały nauczy do mszy służyć, bo Grzędzikowskiemu, powiada, ręce się trzęsą i często wino rozlewa. Przyobiecałem że się prędko nauczysz — no, a jak się nie nauczysz, to będzie dla mnie wstyd....
— Nie bójcie się dziadziu, cobym się niemiał nauczyć?!
— Ja też tak miarkuję, nazywają cię ludzie głupim, ale mnie się widzi, że to nieprawda.
— Albo ja wiem.