Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/83

Ta strona została skorygowana.

— Na moje sumienie, to sprawiedliwe porachowanie jest. No, macie tymczasem garniec... i pijcie na zdrowie.
— Niech Ignac zaczyna.
— Niech Michał.
— Aj waj, — odezwał się Joel, — ja widzę że wy jesteście trudne do początku. Sprawiedliwie nie powinien zaczynać ani Ignac, ani Michał.
— A kto?
— Wiecie wy zkąd się szczupak psuje? on się psuje od głowy. Takim sposobem, powinien zaczynać Wincenty.
— A juści — dobrze żyd gada!
— Żyd nigdy źle nie gada, jak powie jedno słowo, to w niem przynajmniej ze trzy prawdy jest.
— Ciekawość! gdzież te prawdy?
— Pierwsza prawda: co ojciec jest głowa; druga prawda: że ta głowa już bez gruntu jest, to jej się należy pociecha; a trzecia prawda: że ta głowa już nie będzie miała za co pić, to potrzebuje dziś dużo wypić.
— Ej, Joel... jakości ty, psia kość, bardzo dziś dużo doszczekujesz, — rzekł Wincenty.
— O doszczekiwaniu, to wy, panie Wincenty, pogadajcie z waszym psem, bo mnie się zdaje, że to będzie teraz cały wasz inwentarz. Nie szkodzi, ja wam życzę, doczekajcie się z niego przychówku...
— Ej, Judaszu, nie judź!
— Młody a taki pyskaty, — odezwał się jakiś pijany chłop z kąta. — Mendel był dobry żyd i uszanował człowieka i zborgował...
— Ja też to potrafię co Mendel: przynieście kożuch, albo ćwiartkę żyta, będziecie mieli borgowanie ile wam się spodoba.
— Najgorzej mi jałówki czerwonej żal, — mówiła stara