Pypciowa wpół z płaczem. — Dobre bydlątko było... odchowane od cielęcia. Teraz podług podziału Ignac ma ją wziąść.
— Nie frasujta się matulu, — rzekł Ignac, — bydlę z familii nie wychodzi, zawsze w naszym rodzie ostanie. Pijcie oto lepiej, a możebyście bułki?
— Mam ci ja tu i chleb.
— Pijcie, pijcie i nie frasujcie się nic.
— Co mam się ta frasować, albo to moje życie długie? Baba w latach to krucha jest, lada co — to już i po niej.
— Skrzypiącego drzewa najdłużej, matulu.
— Ociec! — zawołał Florek, — co ociec tak osowieli? wesołości żadnej między nami nie ma.
— Patrzcie-no ludzie, — rzekł Joel, wskazując na okno. Patrzcie idzie wielka osoba, Grzędzikowski idzie.
— Prawdziwie.
Dziad wszedł do karczmy, rzucił okiem po zgromadzonych i rzekł:
— Niech będzie pochwalony.
— Na wieki.
— Cóż to zaś, na ten przykład, za wydarzenie, — zapytał — jako cała familia Pypciowa jest tu dzisiaj w zgromadzeniu i przyjacielstwie?
— Z miasta wracamy, od regenta, — ociec nam grunt odpisali.
— Ha! odpisali to odpisali, widać taka była Pypciowa, na ten przykład, wolna i nieprzymuszona wola. Prawda Wincenty?
— Niby, była.
— Bo to widzicie, na ten przykład, różne są wole na świecie: jedna taka, druga insza, a jeszcze trzecia bywa znowuż inaksza. Mogę wam to wszystko dokumentnie, na ten przykład, przetłomaczyć....
— Eh! co tam będziecie tłomaczyli, — zawołał Ignac, —
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/84
Ta strona została skorygowana.