Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/97

Ta strona została skorygowana.

— Pokażcie mnie reb Mendel takie interesa.
— Jesteś ciekawy, mój kochany, to bardzo dobrze, to mnie cieszy — ja jestem z tego kontent; ja chcę żeby moja córka miała szczęście, chcę żebym mógł się zięciem pochwalić.
— No — ja też chcę.
— Otóż widzisz, stary Abram Fingerhut, znasz ty starego Abrama, tego wielkiego bogacza?
— Niech długo żyje. Ktoby nie znał, takiego godnego i nabożnego żyda!?
— Otóż stary Abram chce kupić las w Biedrzanach.
— Niech mu będzie na zdrowie — niech on kupi.
— Właśnie że nie kupi.
— Dla czego nie ma kupić? Czy jemu pieniędzy brakuje?
— Głupi ty jesteś Joel! Abramowi pieniędzy nie brakuje, ale biedrzański szlachcic nie może lasu sprzedać, bo biednowolskie chłopy mają na tym lesie serwitut...
— Nu — to co?
— Aj Joel, wstyd doprawdy. Pfe! ty bardzo ciężkie myślenie masz. Ja biednowolskim chłopom robię wielki smak do lasu, dla tego żeby oni z biedrzańskim szlachcicem zrobili układ; jak oni zrobią układ, to szlachcic będzie mógł sprzedać las — jak szlachcic będzie mógł sprzedać las, to stary Abram las kupi. Czy rozumiesz teraz?
— Rozumiem, tylko tego nie rozumiem co wy, reb Mendel, na tym interesie macie do zarobienia?
— Wcale nie wiele i wcale nie za mało... tak sobie, trochę, aby żyć.
— Naprzykład?
— Szlachcic za zgodę z chłopami mnie coś da... za zgodę z Abramem też coś da, chłopy za zgodę ze szlachcicem dadzą, a Abram za zgodę z szlachcicem, przypuści mnie