Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

— Kłócili się?
— E! nie — toć w pańskim stanie tak się nie swarzą, jak u naju, jeno jak co, to nieboscka pani w lament i zara se kaze powóz zaprzągać i duchem do ciotki, według pociesenia; a nieboscyk pan Pieter jeno się śmieje, bywało. Tak jak się, na to mówiący, pan Karol narodził, tedy go bez cały kwartał nie krzcili, bo Pani się chciało hrabiego z Dolinówki za kuma, a pan znow chciał prostego ślachcica, i znów się przemówili, bez to pani zara dziewkę do stajni pchnęła, zeby do powozu zakładać — i do ciotki! a pan, niby nieboscyk pan Pieter, znowu huknął na fornala, zeby do wozu zaprzągł.
— No, takoż komedya! i pewnie do jakiego wujaszka pojechał?
— Gdzie zaś? wielmozny panie. Ćtyry konie do woza załozyli, a wóz był wyrychtowany w drabiny jak do siana. Kiej Maciek, już on nie zyje dawno ten Maciek, zajechał przededwór, tak pan mówi do dziewki: — siadaj z bachorem! niby z panem Karolem — i pojechali na wieś. Dopieroz we wsi — stój! Nieboscyk pan z woza zlazł i zawołał gospodarza jednego, co się nazywał Karól Jaskółka, i znów z drugiej chałupy gospodynię, babę Wincentowę i powiada: ja was, moje ludzie, w kumy prosę! Zara siedli se na wóz, pojechali do kościoła, okrzcili, i według tego krzesnego ojca dali dziecku na imię Karól. To taka śtuka była!
— A cóż pani?