Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

Dworek zarzecki odnowiony, wybielony, jaśniał zdaleka, widocznie się na ciemnej drzew zieleni rysując, gałązki dzikiego wina oplatające ganek, liśćmi się pokrywać zaczęły.
W oknach białe firanki widać było i mnóstwo kwiatów pięknych, utrzymywanych starannie. Jedynie tylko w oficynce, w tym pokoiku, który przez lat tyle zajmował Dyrdejko, okiennice pozamykane były.
Nikt tam nie mieszkał...
Dobry, wierny, stary druh i przyjaciel dawno już legł w ziemi — i to w jakiej ziemi jeszcze!
Pani Karolowa, na wniosek Helenki, spełniła chociaż po śmierci, gorące pragnienie żmujdzina — i zwłoki jego w dwóch trumnach, zalutowanych szczelnie, wysłała tam daleko... do Dziundziszek, na cmentarz. Leży teraz, jak marzył, w swojej ziemi, wśród swoich, tuż przy ubogim kościołku drewnianym, którego z po za lip starych nie widać.
Tak więc spełniło się jedyne marzenie, które tyle czasu żywił w swej duszy dobrej, zacnej, szlachetnej.
W Zarzeczu wspominają o nim często — a nietylko wspominają ci, dla których opiekunem był w niedoli i ojcem prawie, ale mówią o nim częstokroć i we wsi, przypominają uczciwe jego rady — i nie masz w całem Zarzeczu chłopa, któryby wymawiając nazwisko starego »rządcy«, nie westchnął ze szczerym żalem, serdecznie, bo prawość i zacność to ma do siebie, że każde serce