Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

tradycyi z postępem — i to walki żarliwej, zawziętej.
Postęp przystrzygł mu nieco brodę, obrównał ją trochę, tradycya zaś wywalczyła dla siebie jarmułkę i dwa małe, filuternie zakręcone pejsiki na skroniach. Postęp obciął mu o kilka cali kapotę, tradycya z pod kamizelki aksamitnej, jakby postępowi na złość, wychyliła białe tasiemeczki, — »cycełe«. Postęp czyścił mu buty niekiedy, tradycya aksamitną krymkę obsypywała pierzami — i tak dzięki walce tych dwóch sił potężnych, Jankiel był największym elegantem między żydami i najgorliwszym żydem między elegantami miasteczka.
Utył pan Jankiel, zmężniał, tuszy okazałej nabrał, a chociaż starym jeszcze nie był, jednak już trzech synów ożenił, dwie córki za mąż wydał, i prócz tego jeszcze się radował w domu widokiem kilku delikatnych bardzo latorośli swego rodu, tak delikatnych jeszcze i małych, że im trzeba było pierniczki dla uciechy kupować...
Co rano, gdy na wzór Ateńczyków, obywatele żydowskiej mieściny schodzili się na forum błotnistem, na rynku — i komunikowali sobie nawzajem najświeższe nowości, przychodził także i pan Jankiel.
Jako człowiek mądry, skąpy był na słowa i niewiele zwykł mówić; słuchał jednak uważnie i według tego oryentował się w położeniu, jakie ta mikroskopijna giełda wytwarzała. Wstępował także po drodze na pocztę, gdzie uprzejmy urzędnik