Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

Dziś zmieniły się czasy; kasztanka waryata dawno już psy zjadły na błoniu, a biedka ani zdrowiu, ani sytuacyi społecznej Jankla nie odpowiadała. Dziś podróż na tak niewygodnem siedzeniu sprawiałaby panu Janklowi dotkliwe ściskania w sercu, a przecież mąż ten nawet w roku zeszłym do Karlsbadu jeździł, wody pił, a ile go to kosztowało!? Jankiel nie bez pewnej dumy wspominał o tym wydatku, a do rozmowy wzmianki o szczegółach owej kuracyjnej wycieczki wtrącać lubił.
Gdy stangret, a zarazem pisarz od różnych interesów, Michel, zajął się kompletowaniem licznych śrubek i rzemiemi, których przy ekwipażu brakowało, pan Jankiel zasiadł do śniadania i rozmyślał, w jaki sposób powracającego po tak długiej nieobecności powitać.
Układał on sobie w myśli mówkę krótką, ale serdeczną, która wyraziłaby nietylko indywidualną radość Jankla, ale uciechę całego miasteczka z powrotu tak godnej i szlachetnej osoby, a zarazem nadzieję, że przy dobrem zdrowiu i bardzo długiem życiu, wzajemne stosunki ułożą się harmonijnie i zgodnie, a system dawnego rządcy ulegnie tyle pożądanej dla obu stron reformie. Tak jak dziś jest, to do niczego niepodobne, tak się nigdy nie praktykowało i zapewne na przyszłość praktykować nie będzie.
Bo i do czego to prowadzi? Nawet zboża nie umieli sprzedawać za dawnego systemu. Niewiadomo było, jaki żyd kupił? kiedy kupił? czy ku-