Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/149

Ta strona została skorygowana.

— Oj waj! zaprowadziło mnie uno, zaprowadziło w takie paskudne miejsce, co niech ja jego już więcej nigdy nie oglądam!.. ale niech wielmożny pan posłucha, jak sze to całe nieszczęście zrobiało. Pan wie, co to buło takie paskudne czas, co każdy musiał sobie poszwięcić...
— Więc i pan, panie Jankiel?
— Ny, co pan chce, wsistkie sobie poszwięcili, to i ja nie mogłem ostawać sze w tyłu...
— A cóżeś pan robił?
— Ja? ja dostawiułem zborzia dla wojsko! Uni tu stojali w miasteczku; antelernie buło i dragonów, a ten ciarny Fiszel, wielgi kupiec w te czasów, un buł za główny podrajczik! Oj, zieby ja tyle ścięścia miałem, wiele un ciećwierów jednego owsa dostawiuł! Tymciasem jemu psistawiali zborzie i drugie zidki, ciasem i ja, buwało, kupowałem od chłopy wiela? dwadzieścia, trzydzieści korcy owies... to Fiszel zaraz wsistkich zabierał.
— Jednak robiłeś pan na tem dobre interesa?
— Na owies, to może bić — ale na zito to ja zrobiłem interes! — aj sy git interes! niech moje wrogi dużo takich interesów zrobią! Wie pan dobrodżyj, jak to buło takie zawieruche, takie głupstwo — to trudno miałem szukać ziarno co samo celne jest i suche, tymciasem u pana Pękalskiego, co trzymał w Wywrotkach dzierżawe, zdybiało się może sześćdziesiąt korcy takie zito, co buło het zrośnięte i mokre, aż sze uno samo ruchało — to