Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

tarzu w Dziundziszkach, na grobie Dyrdejki, postawiono piękny krzyż żelazny i zasadzono kilka wierzb płaczących. Nie mógł mieć stosowniejszego pomnika.
Żelazo było najwłaściwszym symbolem tego charakteru dzielnego i serca.
Na krzyżu znajdował się napis skromny — a młodziutkie wierzby szumiały gałązkami nad grobem.
Lecz opuśćmy cmentarze i umarłych — ci niech odpoczywają w spokoju, którego może nigdy nie zaznali podczas doczesnej pielgrzymki — a pójdźmy natomiast między żywych, pójdźmy tam, gdzie młodość do nadziei, a starość do wspomnień się uśmiecha.
W dworku zarzeckim gwarno jest dzisiaj i ludno. Szczery, wesoły śmiech, którym tylko młodość niezwarzona przedwcześnie, rozśmiać się umie, rozlega się tu, pod dachem nizkim.
Dzieci państwa Karolów zjechały się razem. Wszystkie są w domu — a jakże niepodobne do tych, któreśmy na początku niniejszego opowiadania poznali.
Helenkę już znamy jako piękną, dorosłą pannę, Władzia wesoła i figlarna jak zawsze, również powróciła do domu i długą sukienkę już przywdziała.
Janek między siostrami rej wodził. Agronom to już był przecież, wyższą szkołę rolniczą ukończył i tylko na czas krótki przyjechał do domu,