Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

działo, a i dzieje jeszcze; lecz odwracał je zawsze skutecznie wpływ Marcina, którego słuchano i szanowano we wsi.
Pan Karol, jakkolwiek obecny stan majątkowy pozwalał mu na większe wydatki, jednak ani rządcy, ani ekonoma nie trzymał, sam te obowiązki spełniał, tylko Marcin w dozorze go wyręczał, a pani Karolowa, lub Helenka, rachunki prowadziły, gdyż brak prawej ręki nie pozwalał kalece piśmiennym oddawać się zajęciom.
Oboje państwo prawie ciągle w domu przebywali, w sąsiedztwo nie jeździli często, bo i kółko sąsiadów dawnych, z którymi łączyły ich stosunki zażyłości, pokrewieństwa lub powinowactwa, przerzedziło się znacznie. Jedni na bruk miejski poszli biedę klepać i szamotać się z losem przeciwnym, aby zdobyć kawałek powszedniego chleba; inni, zamożniejsi, nie chcieli prowadzić gospodarstwa w warunkach zmienionych a cięższych, więc pozamieniali ziemię na kapitały, lub na domy w miastach i — wegetują bezczynnie.
Liczba dawnych dworów i dworków zmniejszyła się, zmalała; z niejednego folwarku nie pozostało i śladu, a na miejscach, gdzie niegdyś bory gęste czerniły się zdaleka, dziś po gołem polu wiatr hula, lub też rozbija się o domki kolonistów niemców. W jednym dworze żyd siedzi, pachciarz dawny lub propinator, nie dbając o grunta i o gospodarstwo, resztki lasu niszczy i pustoszy; indziej zbogacony przedsiębiorca lub rzemieślnik, co sielanki