Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

Wtenczas Judka według zwyczaju swego, poratował się kieliszkiem wódki i gryzącą cebulą z chlebem.
Kiedy siły wzmocnił i właśnie palto prasować zamierzał, zerwała się ze swego posłania Brygida i rozpaliła na kominie ogień, przy którym całego cielaka upiecby można.
Pani Onufrowa też wstała.
— A to — rzekła — zydzisko pazerny na zarobek, kiej jeszcze do tej pory siedzi!
— Każda biedność, proszę jejmości, jest bardzo pazerna — odpowiedział jej Judka — ale właśnie bez to co ona taka pazerna jest — to jegimość będzie na odpuście wiglądał jak sam jaśnie hrabia z Wywłoki... Taki kawałek odzienie to jest rarytny interes!
Pani Onufrowa troskliwie obejrzała palto, zganiła trochę szycie, skrytykowała kieszenie, ale w gruncie rzeczy kontenta była, że jej szanowny małżonek tanim kosztem przyszedł do takiej elegancyi, a kiedy rzuciła wzrokiem na twarz Judki, wybladłą, zmęczoną, na oczy poczerwieniałe jak u królika — to jej się żal żyda zrobiło i rzekła:
— Może ci jeść co dać, boś jakoś kaducnie kiepski, mój Judko.
— Bóg zapłać jejmości, ale co ja tu mogę jeść? mnie nie wolno tego co państwo jedzą.
Baba przyznała mu słuszność.
— Co wiara to wiara — rzekła — zawdyk trza swego zakonu pilnować... i potem otwo-