Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

Była to już osoba niemłoda, ale ani podobna do przeciętnego typu starej panny, typu, który się tak często w życiu daje spotykać. Pomimo wątłej i szczupłej postaci, pełną była siły, energii i życia. — Z ust jej nikt nie słyszał nigdy słów żalu i zniechęcenia — lecz przeciwnie, każde jej słowo głosiło ideę czynu, pracy i miłości.
Bystre jej oczy przenikały do głębi, a chociaż twarz nie była piękną i świeżą, malował się jednak na niej wyraz dobroci, który nie opuszczał jej nigdy. — Skutkiem różnych okoliczności skazana na samotność, nie mając rodziny własnej, oddała serce całe domowi, w którym znalazła przytułek, a pozyskawszy szacunek pułkownika i serdeczne przywiązanie Klarci, stała się w tym domu tak niezbędną, tak konieczną niemal, jak matka.
Teraz znamy już wszystkich mieszkańców dworku, pędzących życie ciche, spokojne, a prawie szczęśliwe. Poważną zadumę na twarzy pułkownika rozprasza srebrzysty i wesoły śmiech Klarci — a ciotka podziela ich chwilowe smutki i radości.






III.

Wyszedłszy z czółna, które pozostawił na brzegu, młody człowiek zarzucił strzelbę na ramię i powoli, ze zpuszczoną głową, poszedł w stronę łąk.