Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

guwernantki, resztę wiadomości dopełniłem za granicą. Mam tyle i tyle z dzierżawy — i przychodzę prosić cię pułkowniku, abyś mi pozwolił bywać w twym domu, w zamiarze starania się o rękę twojej wnuczki. Idź, powiedz mu to, a jak usłyszysz od niego odpowiedź, wtenczas racz osądzić czy mój pessymizm jest prawdą? czy też utworem chorobliwej wyobraźni, zdenerwowanego, zmęczonego ciężkiem życiem człowieka?
— Co też ty mówisz? mnieby nie przyjęto? mnie?! któremu w Warszawie tyle się świetnych partyj trafiało. Wybacz bracie, ale to już chyba złudzenie, którego powód zaliczyć trzeba na karb cierpienia i źle przepędzonej nocy...
— To jeszcze wielka kwestya, mój kochany...






IV.

Wieczorem już późnym, kiedy ludzie dawno od roboty powrócili z pola, a w folwarku ruch ustał, w skromnym dworku pułkownika zgromadziła się przy stole cała niewielka rodzina.
Pułkownik w dobrym humorze był, cieszył go spodziewany świetny zbiór siana, bo trawa była w pas i miano za kilka dni do koszenia się zabrać. Zboże zapowiadało się także bardzo pięknie, byle więc pogoda podczas sprzętu dopisała, nie będzie zmartwienia.