Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

kłemi topolami stał krzyż wysoki, poczerniały już ze starości i pochylony na bok.
W lecie dzieci i dziewczęta przynosiły tu wianki i zawieszały je na otaczających krzyż i drzewa sztachetkach, które również poczerniałe, omyte z farby przez deszcze, byłyby już dawno upadły, gdyby nie kilka kołków wbitych ręką troskliwą.
Ktoby się chciał w dzień dobrze temu krzyżowi przypatrzyć, odczytałby, z trudnością wprawdzie, poczerniały, w części mchem zarosły napis, wyryty jakiemś pierwotnem narzędziem:
Chtóryś za nas † czerpyał rany † Christe † Zmyłuy sye Nad namy † a u spodu na dolnej części krzyża: „Walenty Gayda i Magdalena Gaydzina Fondatorowie, A. D. 1782.
Ten Walenty Gajda i Magdalena Gajdzina »fondatorowie«, byli właśnie rodzicami Marcina Gajdy, któregośmy rozmawiającego z Janklem przed chwilą widzieli. Stary ten chłopisko, nabożny, pełen owej prostej, chłopskiej wiary, która wedle orzeczenia Pisma »góry przenosi«, powracając do domu z roboty, lub z drogi, nigdy nie ominął krzyża ojcowskiej fundacyi. I teraz zatrzymał się przed figurą, ukląkł na ziemi wilgotnej, czapkę z głowy zdjął i modlił się szczerze, serdecznie, tą modlitwą gorącą, pełną westchnień i jęków, jaką tylko chłop polski modlić się potrafi.
W ponurej ciszy nocnej, słychać było półgłosem wymawiane słowa, westchnienia głębokie i głuchy odgłos twardej, żylastej pięści, uderzającej