Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

Pan Stanisław jeszcze bardziej w głąb powozu się wcisnął i mówił półgłosem:
— Jacy oni szczęśliwi — jak ja im szczerze zazdroszczę...
Niedaleką przestrzeń, Borki od Starzyna dzielącą, bracia przebyli szybko. We dworze ciemno już było prawie, tylko w jednem oknie błyszczało światło.
Gdy Alfred na to okno spojrzał, dostrzegł przytuloną do szyby bladą twarzyczkę Natalci.






VII.

W Starzynie było bardzo smutno. — Ołowiana jakaś, przygnębiająca atmosfera, napełniała duże pokoje tak zwanego pałacu.
Pan Stanisław coraz na zdrowiu zapadał — i najczęściej po całych dniach niewidziany w swoim przesiadywał pokoju, a pani nudziła się jeszcze bardziej niż zwykle i pozowała na męczennicę... ziewającą — zagrzebaną żywcem w owym grobie ponurym i czarnym, który się wsią nazywa.
Z książką w ręku, której jednak nie czytała prawie, pani Laura od południa do północy przesiadywała w salonie. Czasem towarzyszyła jej wychudła miss, która wszystek od lekcyi wolny czas tu przychodziła przepędzać — a obie te ziewające