Widziała jego obraz wszędzie, na samą myśl o nim czuła żywsze, szybsze uderzenia serca, rumieniec wybiegający na twarz, — czuła, że przylgnęła do niego duszą całą, pokochała całą siłą i ogniem dziewiczego serca.
Miłość paliła ją jak płomień, zazdrość szarpała ostremi szponami — krwawiła jej serce. Natalcia przez całe życie swoje nie doznawała tylu wrażeń, ile przez jeden dzień obecnie, przez jednę noc niespaną, a czasem nawet przez chwilkę krótką jak jedno mgnienie oka... jak myśl...
Umysł jej, niezajęty niczem, całkowicie wypełnił się tą miłością tylko, wszystkie uczucia, wszystkie myśli, w tym się jednym zestrzeliły kierunku.
On stał się teraz całą treścią jej życia, przedmiotem marzeń wszystkich i nadziei...
Niegdyś tak wesoła i swobodna... dziś drżała wobec niego i bladła...
Nieraz, gdy przemówić do niego chciała, głos jej zamierał w gardle; gdy pragnęła go dotknąć szyderstwem, podraźnić — oczy jej napełniały się łzami; czasem, gdy ze spaceru wracał, chciała wyjść naprzeciw, przypadkiem go niby spotkać, lecz nogi odmawiały posłuszeństwa i bezsilna padała na krzesło, lub na ławkę w ogrodzie.
Onieśmieloną i jakby zawstydzoną w obec niego się czuła — a cały ciężar uczucia przygniatał ją tem więcej, że nie miała się wywnętrzyć, wyspowiadać przed kim.
Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/282
Ta strona została skorygowana.