jak panu wiadomo, prawie ciągle cierpiący, Lorcia niema też zdrowia do wyjazdów, ztąd też stosunki sąsiedzkie Starzyna są bardzo niewielkie. O pannie Klarze słyszałam dużo, i dawno już pragnęłam ją poznać, lecz niespodziany wyjazd państwa staje temu na przeszkodzie.
— W imieniu Klaruni dziękuję pani za ten zamiar, w towarzystwie osoby takiej jak pani, prosta, wiejska dziewczynka mogłaby zapewne wiele skorzystać, lecz pocieszam się tą nadzieją, że w przyszłym roku może znów pani w nasze strony zawita.
— W przyszłym roku... w przyszłym roku, — rzekła z westchnieniem Natalcia — a któż wie gdzie się w przyszłym roku będzie obracał? czy dożyjemy tego czasu? Ja bo nigdy takich odległych projektów nie robię...
Rozśmiał się pułkownik.
— Nie wiedziałem że taka sensatka z pani... a cóż dopiero mamy powiedzieć my, starzy?
— Bądź co bądź niech pan będzie łaskaw oświadczyć swej wnuczce, że bardzo żałuję, iż jej poznać nie mogę, i że bezwątpienia miałaby we mnie szczerą przyjaciółkę.
Alfred zdumiony spojrzał na Natalcię, pułkownik tymczasem do odjazdu się zabierał.
W Starzynie nie umiano tak zatrzymywać gości jak w Borkach; duże, chłodne pokoje, ledwie że do etykietalnej usposabiały wizyty, a pani domu, chowając się przed gościem, wymawiając słabością, której przecież na seryo nikt nie brał, tem samem
Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/286
Ta strona została skorygowana.