Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/308

Ta strona została skorygowana.

— Natalcia?... kogo?...
— Ciebie. — Ciebie, mój panie, wyznała mi to z płaczem gorącym, ze łzami... Będziesz-że miał sumienie odtrącić od siebie dziewczę, w którego sercu wzbudziłeś tak gorące uczucie?
— Daję pani słowo uczciwego człowieka, że nie starałem się o to nigdy.
— Mniejsza z tem. Czyś starał się czy nie, fakt jest że Natalcia pokochała cię całem sercem. Szczęśliwy!... Taki kwiatek uśmiecha się do ciebie, schylić ci się tylko potrzeba i zerwać go... Ale co was, panowie, serca kobiet obchodzą?.. zdeptać je, zniweczyć, lub też zranić boleśnie — to wasze... wzniosłe zasady!... Każdy z was do tego tylko zdolny.
Alfred nie słuchał tej tyrady, oparł czoło na dłoniach i zamyślił się smutnie.
Żal mu było tej pięknej, dobrej, modrookiej Natalci, w której sercu mimowoli przywiązanie do siebie wzbudził — przywiązanie którego wzajemnością odpłacić nie mógł. Nie, nie mógł... gdyż jego serce do Klaruni się rwało, w jego usposobieniu, myślach, poglądach, tworzył się przewrót. — Nowe, nieznane dotychczas ideały zaczęły go nęcić ku sobie. Perspektywa innego zupełnie życia otwiera się przed nim. — Z jakąż chęcią przeszedłby przez to życie, choćby jego drogi samemi były zasiane cierniami, byle mógł mieć nadzieję, że kiedyś, kiedyś... w tych oczach czarnych, które tak magicznie działały na niego, zabłyśnie iskra uczucia...