Przechodząc wszystkie fazy trosk, niepokojów, marzeń i obaw, tych nieodłącznych towarzyszek prawdziwej miłości, Alfred rozumiał położenie Natalci — a tylko współczucie żywić w sercu mógł dla niej.
Zamyślenie w które wpadł obecnie, pani Laura za namysł poważny uważała.
— Alfredzie — rzekła po chwili — nie igra się bezkarnie z miłością!
Egoistka — frazesami walczyła i skutku była pewną niemal.
— O, nie igra się... — odpowiedział z westchnieniem.
— Mam też nadzieję, że nie zechcesz zakrwawić serca tej dobrej, niewinnej dziewczyny — że zbliżysz się do niej — pomówisz z nią?...
Alfred nie odpowiadał.
— Związek wasz pod każdym względem najtrafniejszym, najbardziej odpowiednim i dobranym będzie, — pozazdrości wam każdy. Zresztą ty, który masz serce tak dobre, ty, który tak bardzo kochasz brata, który szanujesz tradycye rodu i dbasz przecie o to żeby ten nic ze świetności i blasku swego nie stracił — nie możesz nie widzieć świetnych następstw majątkowych, jakie ztąd wynikną. Jestem aż nadto przekonaną, że ze wszystkich względów, które wypowiedziałam, a które ty wybornie rozumiesz i pojmujesz — zastanowisz się nad tem — pomówisz z Natalcią...
Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/309
Ta strona została skorygowana.