Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/311

Ta strona została skorygowana.

to jeszcze materyał surowy, przez niewłaściwe i bezmyślne wychowanie nie wyrobiony jak należy, czyli też człowiek — jako człowiek, stracony.
Zastanawiał się pułkownik nad tem, czy pod wpływem dobrym nie dałby się ten młodzieniec uszlachetnić jeszcze?
Stary w ogóle kochał ludzi, ztąd też lepszymi, szlachetniejszymi widzieć ich pragnął, a przytem, pomimo demokratycznych przekonań, które wyrobiło w nim życie, wierzył jednakże w tak zwaną »dobrą krew« i miał to przekonanie, że prędzej czy później odezwie się ona kiedyś w człowieku, jeżeli ten do gruntu zepsutym jeszcze nie jest.
Przypuszczenia pułkownika coraz więcej skłaniały się ku temu, że Alfred w gruncie rzeczy złym człowiekiem nie jest, tylko że wychowanie nie otworzyło mu oczów, nie wskazało obowiązków i zadań, jakie człowiek w jego pozycyi będący, spełniać powinien.
Przebudzić tę duszę z uśpienia, zagrzać ją do energii, do czynu — wydało się staremu bardzo pięknem i godnem podjęcia zadaniem.
W tym celu nieraz odbywał z Alfredem dłuższe konferencye, a po każdej z nich młody człowiek zamyślał się, zastanawiał nad sobą.
Skromna, lecz wyborowa biblioteczka starego wiarusa była na usługi Alfreda i wolno mu było czerpać z niej dzieła różne, dotychczas mu nie znane; wprawdzie nie denerwujące jak romanse francuzkie, lecz otwierające zato przed oczami jego