Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

jest więc pewną, że dalsza robota pójdzie jak z płatka.
Będzie z tej Helenki wielka pracownica i wzorowa gospodyni.
Czteroletnia Władzia nie objawia jeszcze żadnych, bardziej określonych, predylekcyj. Kocha wprawdzie matkę, ale z równą radością wyciąga ręce do rumianych jabłek i słodkich pierników. Panna to, niedorosła jeszcze, ale lubiąca się stroić i bawić. Toalety balowe sporządza z gazet starych i gałganków, a w braku odpowiedniego tancerza puszcza się chętnie w pląsy z tłustym, białym kotem, trzymając go za przednie łapy. Niedelikatny ten kawaler już ją nawet kilka razy zadrapał, ale panna prędko otarła łezki i na złość kotowi wzięła do tańca pieska, który był daleko grzeczniejszy i widocznie lepiej wychowany, bo nigdy Władzi nie ukąsił.
Tak więc, te trzy młode istotki stanowiły jedyną pociechę i radość opuszczonej kobiety.
Teraz myśląc o przyszłości, jaką im trzeba będzie zapewnić, oparła głowę na ręku i zapadła w tak głęboką zadumę, że nie słyszała skrzypnięcia drzwi i nie zauważyła nawet, że ktoś wszedł do pokoju.
Dopiero gdy przybyły kaszlnął głośno, widocznie chcąc się zaanonsować w ten sposób, odwróciła głowę i z pewnem zadziwieniem w głosie zawołała:
— Ach! pan Fulgenty!