Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

— Ja sobie stojałem na rynku, tymczasem sam nacielnik z teligrafu przyleciał i powiada, co jest bardzo pylne depesie do wielmożnej pani... ny, ja zaraz jego brałem i powiedziałem, co za godzinkę już un u pani będzie.
— Dawaj, dawajże tę depeszę, Janklu, jak najprędzej!
Żyd jeszcze raz do kieszeni sięgnął, wreszcie przestraszony zawołał:
— Aj waj! nieścięście!
— Co?
— Ja tego teligrafa zgubiałem!!
— Bój się Boga, człowieku! to niepodobna!
— Proszę wielmożnej pani — i ja sam tak miszlę — rzekł zatrwożony Jankiel, szukając po wszystkich kieszeniach — napróżno.
— Mój Boże, mój Boże! — wołała pani Karolowa — a czy wy wiecie, Janklu, że w tej depeszy mogło być całe moje szczęście!... cały los!
— Oj, waj! gewałt! cały los! a ja sobie miszlałem, co wielmożna pani tylko jednego czwiartke trzymała! Cały los! a gance los! to mi dopiero scięście!
— Ależ ja o żadnej loteryi nie myślę, ja czekam depeszy od męża! może gdzie w drodze zaginęła? zmiłuj się, Janklu, przypomnij, może gdzie wstępowałeś jadąc?
Żyd zamyślił się, nie przestając jednak po kieszeniach szukać.