Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

dali w rękę karabin i w gromadzie innych ludzi popędzili na kolej.
Pojechaliśmy i my, żeby go pożegnać... Matka okropnie płakała, a ja się uczepiłem jej spódnicy i tak w niebogłosy wrzeszczałem, że aż mnie szwab jakiś za ucho złapał i od wagonu precz odepchnął.
Żołnierze powsiadali, zaświstało, zaturkotało... i pociąg odszedł... My także powlekliśmy się do domu... Pytałem matki, dokąd ojciec pojechał?
— Dokąd?... Ja sama nie wiem — odpowiedziała, płacząc — dość, że pojechał... francuza bić.
— A za co go ojciec ma bić?
— Ot, głupi jesteś! — odpowiedziała z płaczem...
Zamyśliłem się... Do mojej małej głowiny napływały różne pytania, rozważałem słowa matki i nie mogłem ich zrozumieć. Głupi! alboż ja wiem, dlaczego? Czym dlatego głupi, że mój ojciec na wojnę poszedł? czy francuz taki głupi, że aż na niego do bicia od nas ludzi pędzą? Czy nasi ludzie zgłupieli, że się tak daleko bić idą? Nie mogłem