Zdjęli go chłopi z fury; blady był, jak kreda, pod pachą trzymał wielki kij, na którym się opierał, a jedna jego noga była owinięta w gałgany... Ledwie ją dźwigał biedak, taka była gruba i bezwładna.
Smutne było przywitanie. Zrobił się lament w domu, matka płakała okropnie, i jam także płakał; obcy nawet ludzie, parobcy i fornale, którzy zbiegli się, aby ojca powitać, mieli oczy łez pełne, a niejeden na cały głos szlochał.
Dziedzic ze dworu dowiedziawszy się, że ojca przywieźli, przybiegł szybko, bez czapki nawet, choć chłodno było na dworze...
Ojca zaraz rozebrali i położyli do łóżka, dziedzic siadł przy nim i rozmawiać zaczął, a ja, korzystając z tego, że w owym zmartwieniu nikt na mnie uwagi nie zwracał, wsunąłem się pocichu w kąt za łóżko — i słyszałem wszystko, co ojciec bardzo słabym głosem dziedzicowi opowiadał.
Z tego opowiadania dowiedziałem się, że była jakaś wielka wojna, w której ludzi zabijano i rżnięto jak barany...
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —