Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

kule tak latały w powietrzu jak pszczoły, kiedy się letnią porą na robotę rozsypią, a jak która z nich ukąsiła, to na śmierć, i nie było poco żądła z rany wyjmować.
— Naszym starszyzna kazała bić francuzów, a francuzom znów naszych, to też wzięli się za bary i tłukli.
Opowiadał ojciec, że nasi byli mocniejsi tamtych podobno pobili, ale on już tego nie widział, bo mu kula przewierciła nogę, krwi z niej dużo uszło i omdlał...
Podobno długo tak leżał nieborak na mokrym polu między trupami, omdlały, nieprzytomny, aż przyszli niemcy, na drągi go wzięli — i zanieśli do namiotu, w którym doktorzy w fartuchach okrwawionych rżnęli ludziom nogi i ręce, jak w szlachtuzie...
Ojcu doktór wsadził w ranę drut długi, wiercił w niej, macał i szukał kuli... okropnie to bolało, aż ojciec zębami zgrzytał z bólu.
Później obwiązali mu nogi i odwieźli go na kolej... Pełne wagony były takich kalek; aż mrowie przechodziło po skórze, jak ojciec opowiadał, ile tam