było jęku, płaczu i lamentu. Niejeden żołnierz zmarł w wagonie... Ojca z innemi razem przywieźli do szpitala, tam coś ze dwa tygodnie przeleżał; ale do domu było mu bardzo tęskno, chciał nas koniecznie zobaczyć, więc też prosił, molestował doktora, żeby go ze szpitala wypisał... Doktór słuchać nawet nie chciał; mówił, że się rana odnowi, że źle będzie, że jakaś gangrena się wda... ale jak ojciec zaczął prosić, przedstawiać, że ma żonę i dziecko, które chciałby już może ostatni raz w tym życiu zobaczyć, tak poczciwy niemczysko zmiłował się i rzekł:
— To idźże, bydlę, zdychać na wsi w chałupie, kiedy nie chcesz tego zrobić w porządnym, skarbowym szpitalu.
Podziękował ojciec doktorowi za dobre słowo i zawlókł się do kancelarji; tam dali mu świadectwo i długi kij do noszenia pod pachą, i zapowiedzieli, żeby się nie pieścił jak baba, tylko zaraz, jak się rana zagoi, żeby wracał i znów szedł bić francuzów.
Taką mieli złość do nich.
Długo jeszcze dziedzic siedział przy
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —