miarkowałem z tego, że chcą ojcu nogę urżnąć — ale że i to niewiele pomoże... Nie mogłem dłużej wytrzymać; z płaczem pobiegłem do matki i, czepiając się jej spódnicy, wołałem:
— Matusiu! Matusiu! nie dajmy, żeby ojcu nogę urzynali!
Ale co pomógł płacz dziecka! Na drugi dzień przyjechało trzech doktorów, przyszykowali sobie noże, poubierali się w fartuchy i zamknęli w tym pokoju, gdzie ojciec leżał...
Nie wpuścili ani mnie, ani matki; dziedzic zaś nie mógł patrzeć na krew i poszedł do dworu...
Robota ich krótko trwała; nie wiedziałem, że tak można prędko zrobić człowieka kaleką... Potym panowie ci odjechali, a myśmy z matką weszli do ojca.
Nie jęczał on, nie narzekał, leżał spokojny, blady, uśmiechał się nawet do matki i mówił, że go nic nie bolało — bo spał. Uśpili go doktorzy. Mnie głaskał po głowie, matkę pocieszał, że choć kaleka — ale, jak wyzdrowieje, da sobie radę na świecie. Potym przyszedł
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —