chodzili i przyjeżdżali; targowali się, kupując biedny nasz dobytek. — Konik poszedł do ludzi, krówki także i wszystko, co było w domu: sprzęty, nawet ubranie po ojcu. Podobno, jak matka mówiła, że i dziedzic dał trochę pieniędzy, i tak, jedno z drugim, złożył się jakiś grosik. Ludzie radzili, żeby matka gdzie do blizkiego miasta się przeniosła i założyła sklepik; to znowuż trafiał się porządny jeden ogrodnik, co się chciał z matką żenić, ale ona ani nawet słuchać nie chciała, — powiedziała, że już nigdy zamąż nie pójdzie. I dotrzymała słowa. — W tamtych stronach nie chciała też pozostawać, — zanadto przykro jej było, — umyśliła więc wyjechać daleko, aż do Warszawy, gdyż tam miała siostrę starszą za mężem, majstrem ślusarskim. Mówiła też matka do ludzi, że ma nadzieję, przy pomocy szwagra, mnie wykierować na ludzi. — Wykierowałem się też rzeczywiście...
Pożegnaliśmy stare kąty i dobrych ludzi, a chociaż dziedzic jeszcze perswadował, żeby nie wyjeżdżać, żeby
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —