Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —

— Mnie już lepiej; dużo mi teraz lepiej, mamo; jabym nawet wstał, ale nie mam siły.
— Leż, leż, dziecko! — mówiła, — dopóki doktór nie powie, że już możesz wstać, leż Józiu.
Spojrzałem na matkę: była bardzo wynędzniała i blada, tylko duże jej oczy błyszczały, jak węgle rozżarzone. — Wyglądała tak biednie, że pomimo woli przypomniała mi zmarłą niedawno ciotkę — i wnet przyszły mi na myśl wyrazy wpół-pijanego wuja: — „i tamta była suchotnica, i ty suchotnica, i ciebie niedługo na Powązki wywiozą...”
Przypomniałem sobie te słowa i zląkłem się bardzo.
Przed wieczorem przyszedł doktó obejrzał ranę moją na głowie, zapisał lekarstwo i powiedział, że niezadługo będę mógł wstać. Mamę tylko ostrzegał i radził, żeby się szanowała, żeby nie mieszkała w takiej izbie wilgotnej, gdyż może sobie bardzo zaszkodzić.
Gdy odszedł, zapytałem matki: dlaczego my w takiej stancji mieszkamy, kiedy doktór mówi, że jest szkodliwa.