— Moje dziecko — odpowiedziała w pół z płaczem — podziękuj Bogu, że chociaż na opłacenie takiej nory mogę praniem zarobić; my jesteśmy teraz biedni, bardzo biedni...
— Dlaczego? — zapytałem — przecież mama miała tyle pieniędzy...
— Tyle pieniędzy!... powiadasz... prawda, że nie była to wielka suma, ale dla nas to rzeczywiście było „tyle pieniędzy”, że moglibyśmy z nich żyć jako tako... no, ale, na nieszczęście, pożyczyłam te pieniądze wujaszkowi...
— Może on jeszcze odda...
— Eh nie! już nie odda, niema co na to rachować, żeby kiedy oddał; szkaradny człowiek! niech mu Bóg naszej krzywdy nie pamięta... Od tego dnia, jak ciebie zranił, zaraz w tej chwili wyniosłam się z jego mieszkania; przenocowałam z tobą u sąsiadki, a nazajutrz, znalazszy to mieszkanie, kupiłam trochę gratów i przenieśliśmy się tutaj, do tej stancji... Dobrzy ludzie i sąsiadki namawiali mnie, żeby za twoją krzywdę pana szwagra do sądu zaskarżyć, ale nie chciałam. Na co? czy sąd powróciłby ci zdrowie?
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
— 33 —