Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
— 36 —

kłopoty, po urzędach nie mam czasu się włóczyć, zresztą na co mi ten ambaras? Pani co innego: chcesz pani odbierać pieniądze, to się włócz po sądach, czasu przecież masz dosyć; ale, na mój rozum, to i sąd nie każe mi płacić, skoro niema dowodu, żem winien. — Zaczęłam płakać gorzko, przedstawiałam mu nasze położenie, ale na co się to zdało... Słuchać nie chciał; a potym wypchnął mnie za drzwi. — Idź, powiada, babo! idź, szukaj sobie sądu i sprawiedliwości! — Teraz zrozumiałam wszystko: zostaliśmy, moje dziecko, bez chleba, bez sposobu do życia... Niegodziwy człowiek!!
— I mama nie szukała tych kwitków? — spytałem przerażony.
— Gdzież ich miałam szukać? Tego wieczoru, kiedy cię niegodziwiec tak skaleczył, zabrałam cię do sąsiadki i nocowałam u niej, rzeczy nie zabierałam z sobą. Papiery pozostawiłam w skrzynce, gdzie zawsze leżały.
— Przecież się ta skrzynka na klucz zamyka.
— Dziecko jesteś! Cóż dla niego