chłopców pracuje i zarabia na kawałek chleba — dlaczegóżbym ja nie mógł? A gdyby mi trudno było wynaleźć inne zajęcie, to zrobię sobie dwa woreczki, pójdę nad Wisłę, nazbieram piasku i będę wołał po podwórkach: go! go! go! wiślanego! przecież i takim sposobem ludzie zarabiają...
Po tygodniu wstałem, ubrałem się i mogłem wyjść z domu.
Jedna myśl mnie zajmowała tylko: znaleźć zajęcie! zarobek! I nic dziwnego: biedna moja matka nie mogła tak ciężko pracować; widziałem, jak staje się coraz smutniejszą, coraz słabszą.
Wyszedłem na miasto, gapiłem się po ulicach, rozglądałem, namyślając się, kogobym o robotę poprosił — i tak doszedłem aż do mostu. Wciąż miałem na myśli roznoszenie piasku, udałem się więc nad Wisłę, chcąc wypatrzeć, skąd chłopcy piasek biorą.
Kiedy tak rozglądałem się wkoło, przypatrując się berlinkom i statkowi parowemu, który świstał, jak kolej żelazna, uczułem, że ktoś uderzył mnie w ramię i zawołał:
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —