Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
— 40 —

historję, opowiedziałem ze wszystkiemi szczegółami i rozpłakałem się przytym.
Jasiek słuchał uważnie, kiwnął kilka razy głową i rzekł:
— Ho, ho, mój kochany! jego to sprawka; ma się rozumieć, że on te kwitki zabrał, a że były zamknięte, to cóż to znaczy? Wam głupim to się zdaje, że zamek to mur; ja, choć nawet nie czeladnik, a ci każdy zamek, choćby angielski, lada goździem otworzę — tylko trzeba wiedzieć jak; a stary! ho! ho! jemu żelazna kasa fraszki! Przecież ja przy nim robiłem, to wiem... Co ja się zamków naotwierał! żebym choć tyle groszy miał w kieszeni...
— Jakto? więc ty kradniesz?!
— Głupi jesteś! co innego jest kraść, co innego zamki otwierać; pierwsze należy do fachu złodziejskiego, a ja przecież byłem terminatorem ślusarskim...
— Byłeś? ja myślałem, że jesteś jeszcze.
— Nie, teraz mam inną posadę...
— Ty posadę?
— No, tak; jestem sobie konduktorem!!