padała na zdrowiu. Bywało, dzień, dwa leży, wstać nie może. W tym domu był stróż Michał, który miał żonę bardzo poczciwą kobietę. Ona to odwiedzała matkę moją chorą, ona gotowała jeść i zapłaty żadnej nie chciała brać za to, taka była dobra.
Kiedy już Michałowa widziała, że z matką bardzo źle, sprowadziła zakonnicę. Siostra miłosierdzia potrafiła jakoś wyperswadować matce, że jej najlepiej będzie w szpitalu, że tam znajdzie wygody i lekarstwa. Usłuchała matka moja tej rady, i zawieźliśmy ją do Dzieciątka Jezus.
Nie mam serca opisywać, jak dalej było i co było; dość, że zostałem sam na świecie, sam jeden, sierota! nie miałem ani się przed kim poskarżyć, ani użalić; nikt nie uśmiechnął się do mnie; nikt tak przychylnie, tak słodko, jak ona, nie spojrzał. Za trumną szedł tylko stróż Michał i ja; Michałowa pozostała w domu, bo musiała bramy pilnować...
Tego dnia było szaro, mokro, błoto na ulicach, deszcz padał przenikający, drobniutki: ulice były dość puste, bo na
Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —