Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
— 50 —

dział na bulwarze, nogi spuścił nad wodę i ryby łapał na wędkę.
Zbliżyłem się do niego.
— Jaśku — rzekłem zcicha — jak się masz?...
— Cicho, cicho, — rzekł — nie przeszkadzaj!... widzisz, że łapię łososie, takie, co pół kopy na funt... ale — dodał po chwili — coś tak spasował? wyglądasz, jak śledź dwugroszowy, panie redaktorze!
— Zmartwienie mam — odrzekłem — matka mi umarła...
Janek przestał się śmiać.
— Umarła... — rzekł, kiwając głową, — umarła... ha... to i lepiej!...
— Lepiej? — spytałem zdziwiony.
— O ty raku, raku! — odpowiedział z dziwnym jakimś uśmiechem, — cóż to ty sobie myślisz, że śmierć to zły interes?...
Milczałem.
— Procentowy interes, bo tam pod ziemią zupełnie inny porządek... Komornego się nie płaci, ubrania nie drze, a i taki — dodał, wskazując ręką — nie okpi i nie skrzywdzi...