— Kto?
— Nie widzisz go, twego wujaszka, jaki wystrojony, z żoną i jakiemiś facetami siada do łódki. Na Kępę sobie jadą, na zabawę... Bodajeś się zabawił na samym dnie Wisły, szubieniczniku!... Nie żałuj matki, jej tam lepiej...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Mieszkałem ciągle u Michała i przyjaźniłem się z Jaśkiem, który na wielkiego pana wyszedł, bo nareszcie został czeladnikiem. Dobry to był chłopak, poduczył się nieźle czytać, pisać i rachować, miał lepszy przyodziewek, wyglądał porządnie. Ja wciąż nosiłem Kurjery. Czasem w święto chodziłem z Jaśkiem na Powązki; rozmawialiśmy wtedy o mojej matce; on mi zawsze mówił, że jej tam lepiej — i pewnie miał rację.
Przestałem też matki żałować, choć myślałem o niej ciągle, i zawsze co rok dawałem na mszę za jej duszę.
Jednego ranka przyszedł stójkowy i kazał mi iść do cyrkułu. Zląkłem się bardzo, chociaż nie zrobiłem przecież nic złego... ale jak wołają trzeba iść — więc poszedłem. Tam zaprowadzili mnie do