ubiegano — zresztą tak się ze swoim projektem zżył, tak do niego przywyknął, że nie wyobrażał sobie nawet, jak mógłby istnieć bez niego. Około tego projektu, niby koło głównej osi, obracały się wszystkie kółka jego myśli; gdy wyszedł na miasto, starannie przeglądał wszystkie wystawy sklepowe, i obmyślał coby jeszcze kupić dla przyozdobienia swej siedziby, dla uczynienia jej miłą i wygodną.
Pani Zenobia i jej mąż byli również pewni, że prędziej czy później córka ich za Millera wyjdzie; uważali to tylko za kwestyę czasu, nie wywierając jednak żadnego na wolę panny Jadwigi nacisku.
Stosunek taki trwał blizko trzy lata i konkurent zaczynał tracić cierpliwość... Kilkakrotnie dopominał się o decyzyę stanowczą, o oznaczenie terminu ślubu.
Pani Zenobia postanowiła nareszcie rozmówić się z córką; przedstawiła jej wszystkie dobre strony projektowanego związku, wytrwałość konkurenta, jego stałość, stan majątkowy dobroć charakteru, lecz dziewczyna uparcie kręciła głową.
— Nie, mamo, nie... Za nic na świecie.
— Ależ dlaczego? Dziecko kochane, to przecież los dla ciebie...
— Mnie dobrze, zmiany nie żądam... Chyba, że ciężarem dla was jestem; w takim razie poszukam jakiego obowiązku...
— Ależ co znowu!...
Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —