Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
— 115 —

— Mieliśmy inny projekt. Czyżby pani już zapomniała?
— Pamiętam, ale nasze zamiary dotyczyły niedzieli, a zdaje mi się, że we czwartek...
— Jest święto rzeczywiście — zawołał młody człowiek z radością — zapomniałem o tem... a więc we środę będziemy z matką u państwa i ułożymy program na cały dzień czwartkowy...
— Doskonale — przyjdą państwo wieczorem?
— Matka stawi się wcześniej, ja zaś po ósmej.
— Mamy już dość kwiatów — rzekła panna Jadwiga — teraz trzeba porobić bukiety.
— Przypominam pani, że miało być ich cztery, a z tych jeden...
— Pamiętam — odrzekła — i zaraz wywiążę się z przyrzeczenia. Zobaczy pan, jak to szybko idzie, tylko nie ma czem związać. Niech pan poszuka długiej, miękiej trawki... Tak, bardzo dobrze; bukiecik gotów... proszę pana.
— Zachowam go na pamiątkę dzisiejszego dnia — rzekł półgłosem.
— Czy warto? — zapytała, zwracając ku niemu swe duże, piękne oczy.
— Będzie mi droższy nad wszystko...
Na twarz dziewczyny wybiegł rumieniec; zamilkła, a młody człowiek szepnął:
— Nie jestem wymowny... a tak dużo, dużo miałbym do powiedzenia...