Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —

— Zaraz wyliczę: spacer ku przystani, oczekiwanie na statek, półtorej godziny na Wiśle, spacer przez Zjazd, odprowadzenie do domu... widzi pani, jaki ze mnie spekulant...
Roześmiała się i rzekła:
— Nie wziął pan w rachubę gościnności mojej mamy. Nie puści was z przed progu, zostaniecie państwo u nas na wieczór.