— Dlaczego? Kobieta bardzo sympatyczna, a jej córka taka miła i ładna panienka...
— Niech mi panie wierzą, że sympatyczne i ładne są najgorsze. Pomijam fortepian; nikt w naszej oficynie takiego zbytkownego sprzętu nie posiada, ona ma... ale mniejsza o to... kawaler mieszkał na poddaszu i nikt go nie znał, choć się o znajomość z nim ci państwo z trzeciego piętra starali; ta, ledwie zdążyła się wprowadzić, już go ma! Kawaler bywa, konkuruje, a słyszę, że chłopiec nie biedny i ci z trzeciego piętra oddaliby mu starszą córkę z przyjemnością, ale i o to mniejsza... I nie dość im jednego, bywa, proszę pani, drugi niemłody, podobno wielki bogacz, kamienicznik, pieniężnik... bywa i także konkuruje... No to już chyba trochę za wiele.
— Jeżeli się panna tak podoba...
— Podoba! Za dwóch przecież nie wyjdzie — ale to wszystko jeszcze nic...
— Więc cóż takiego jest?
— Otóż widzi pani, bo ja, nie chwaląc się, na wszystko mam oko... nagle, tak mniej więcej od tygodnia zachodzą różne zmiany... stary przesiaduje w domu.
— Jako konkurent?
— Ależ nie! ojciec skromnej panienki...
— Może nie zdrów.
— A może udaje chorego, może stracił zajęcie, bo to się zdarza, proszę pani, bardzo często się zdarza... prawie po całych dniach w domu siedzi
Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
— 119 —